Otwórz drzwi
żonie
otwórz drzwi
przyszedłem zewsząd
byłem tam gdzie tylko można
być
i przyszedłem do tego domu
bo tylko ty możesz otworzyć
drzwi
nie potrzebujesz klucza
znasz nieskończoność
kiedy wyszedłem jak wychodzi
człowiek
pozamykałaś drzwi i okna
odjechałem dziecinnym
wagonem
a teraz wróciłem bo jest
wieczór
boję się zimnych wieczorów
za oknami
wróciłem bo w zimie więdną
pelargonie
a tylko one dawały ogień
u ciebie na oknie siedzi
czerwona pelargonia
otwórz drzwi bo brak mi
ognia
zegary biją głośne godziny
od ucha do ucha tłucze się
wahadło
ucisz je zatrzymaj w mokrej
mojej głowie
otwórz drzwi szeroko
wniosę ze sobą wszystkie dnie
które przepłynąłem bez ciebie
***
jestem za krótko na
poziomie kreski
aby powiedzieć dobranoc twoim
chęciom
jestem za blisko
szeptu o nocy
jest rano
otwieram okno na podwórze
jesteś tam między koszem moich
odpadków
zapomniałem zabrać Cię
wczoraj
zapomniałem udekorować orderem
mojego JA
moje oczy powiedziały ci że możesz
ogrzać się w krzaku
pelargonii
jestem za krótko aby
urzec cię słowami
moje czyny zostały w lodówce
zamrożone na przyszłość
kiedy noce będą łagodniejsze
kiedy ryby zapłoną na
kartkach
***
ze skrzynki na listy
wyjąłem oko
ktoś podpatrywał moje
życie intymne
czytał listy przesyłane mi przez
paryską dziewczynę
prześladuje mnie
zagląda przez judasza
wyczuwa że schowałem się
między przeponą
podłącza mnie do wykrywacza
niemożliwości
i oto jestem
mały format w kopercie
chcą abym im służył jako oko
w skrzynce kontaktowej
sam ze sobą
Rachunek podany do stołu
samojeden po chodnikach płaskich
tropię miejsca na złożenie jaj na
siebie mrowia rozmnożenie
aby nie poczwarzać się
rozkształcać
roztrwaniać w pojedynkę każde
skinienie słowa
rozwikłałem już ręce z palców – lżej
teraz
zaginać nic nie muszę
i także prostować
wysiedzę tylko złożone w gnieździe
nadzieje
a wtedy wykluje się to zawsze zaczynałem
w poniedziałek
nie sam będę
gonić będą pobratymcy moi
drogami
uczniowie skazani na powieszenie w pokątnych
świątyniach
nie tylko sam jeden postawiony
w środku
każdy pomnoży przez siebie
otwieranie życia
i będę miał wtedy pełny
bilans świata
Fatum błędu
On popełnia błędy w obliczaniu
przestrzeni
wszystko zmieścił w kratkach
nawet słowa wszystkie
zrobił na pewno błąd gdy wyszedł
przechadzką linią wytyczoną
obsesja błędu wyprowadziła go oknem
na zewnątrz
rozpostarł skrzydła i wylądował na
równoleżniku ulicy
i wtedy błąd wszedł w niego na stałe
nieobliczalnie znalazł się w chwili
początkowej kiedy to sprowadził
wszystko do kratek
i wtedy monstrualnie wypełniły
jego doczesne więzienie
popełnił błąd urodzenia
błąd obleczenia się człowiekiem
Odpoczywający
najprościej jest odpocząć
po pierwszym synu
skłonić oczy ku ziemi
polatać nad drzewem które
ciągle rośnie
ten pierwszy już mieszka z nami
uczy się imion jakimi
nazywamy ruch
godzimy się na wolny sen
godziny spływające z nas
najprościej jest zepsuć
zegary
zatrzymajmy w miejscu
pierworodnego
niech się w nieskończoność
tworzy
niech się embrionem
gnieździ dalej w którymkolwiek
łonie
nie dodawajmy bólu
bezsensownym narodzinom
niech utknie w szyjce
niech nie zobaczy
odpoczywających przed swoim dokonaniem
Pociągi spuszczone ze smyczy
Jestem za odliczaniem przed
startem pociągów
które urwane ze smyczy
wybiegną o wiele
przed wystrzałem
jestem za rozwiązaniem
zasupłanych szyn
aby ich prosta wyznaczyła mi
trasę na jutro
jestem za rozliczaniem się
z przygodnych snów
przydrożnych uścisków
co winno mi oddać moje
i innym zostawić
jestem za każdym pociągiem który
podwiezie mnie do stacji
pierwszej następnej
w którąkolwiek stronę
Pociągi spuszczone ze smyczy II
Pociągi spuszczone ze smyczy
ruszyły w gąszcz z gwizdem i buczeniem
wszystko co żywe zabrało się nimi
na pogoń wielką
przez wszystkie stacje których
nawet nie przewidziano w rozkładzie
zdobyczy
nie zatrzymały się mimo że
stałem z sokołem
pewien pierwszeństwa i klasy
jeden jedyny pieszo
matecznikiem torów
wszedłem na trop
którym wściekłe lokomotywy nie umiały
gonić
z dala nagonka cichła
z lisem w dłoniach
wracałem do domu
sam